13 grudnia 2021 | Agata Listoś-Kostrzewa
13 grudnia 1981 roku zaczęto szykować ponad rok wcześniej, tuż po tym, gdy sierpniowe strajki w 1980 roku zaczęły wymykać się ówczesnej władzy spod kontroli i doprowadziły do utworzenia Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność”. Miesiąc później, w listopadzie 1980 roku, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych wydało rozkaz opracowania planu internowania i blokady komunikacji. Realizacja tych planów nastąpiła rok później, w nocy z 12 na 13 grudnia.
„Azalia”
O godzinie 23.20 w oddziale telegramów warszawskiego centrum telekomunikacji międzymiastowej i międzynarodowej na rogu ulic Nowogrodzkiej i Poznańskiej pani Maria słyszy głuche uderzenia. Po chwili do środka wpadają żołnierze. Kobietom wypadają z rąk druty, na których dziergały zimową odzież w spokojny sobotni wieczór. Żołnierze bagnetami pilnują wystraszonych kobiet, podczas gdy jeden z nich wyłącza przyciski i odchyla dźwignie. Oburzona pani Maria nie omieszka wykrzyczeć, co myśli o tych bagnetach skierowanych w przerażone koleżanki i „faszystowskich metodach” żołnierzy [1]. Pewnie podobnie wygląda to w pozostałych 60 obiektach w Warszawie i niemal pół tysiącu w całym kraju. Trwa zaplanowana już od miesięcy akcja „Azalia”. Niebawem telefony w całym kraju zamilkną. Ci, którzy chcą późną nocą wykonać telefon, podnoszą słuchawkę, wytężają słuch, ale bezskutecznie.
Choć nie u wszystkich milczący telefon wzbudza niepokój. Kapitan Wiesław Górnicki podnosi słuchawkę w jednym z pokoi gmachu Rady Ministrów przy Alejach Ujazdowskich, a brak sygnału przyjmuje z zadowoleniem. Nie śpi już od dwóch dni. Za chwilę padnie zmęczony w jednym z gabinetów. Musi jeszcze tylko podyktować maszynistkom słowa, które od rana będą paraliżować Polaków zastygłych przy radioodbiornikach i telewizorach. Tekst od kilku dni wielokrotnie poprawiał sam Wojciech Jaruzelski, zaznaczając co rusz zmiany kolorowymi ołówkami. Zanim doradca Jaruzelskiego, kapitan Górnicki, przekaże kobietom do wystukania: „Rada Państwa, w zgodzie z postanowieniami Konstytucji, wprowadziła dziś o północy stan wojenny na obszarze całego kraju”, wkłada nowiutki mundur. Przemówienie, które skrupulatnie notują dwie przerażone maszynistki, niebawem przeczyta przed kamerą sam generał Jaruzelski w studiu zaaranżowanym w koszarach pułku łączności lotnictwa przy ulicy Żwirki i Wigury, choć siedziba Telewizji Polskiej jest na Woronicza. Rezerwowe centrum techniczne nieopodal lotniska powstawało wiele tygodni. Wtajemniczeni w projekt pracownicy gromadzili kamery, magnetowidy i instalacje, tak by w kluczowym momencie móc nadać program specjalny, który będzie powtarzany w radiu i telewizji. Studio jest gotowe już niemal od dwóch miesięcy. O 3.30 Jaruzelski przyjeżdża do studia nagrań i odczytuje przemówienie radiowe. Potem siada w wojskowym mundurze przy stole obleczonym zielonym suknem. Za plecami ma polski sztandar z orłem, który przewraca się na bok.
Mazowiecka „Solidarność”
O 23.30 w siedzibie „Solidarności” przy Mokotowskiej zatrzymuje się teleks z Gdańska. W wielkiej sali gdańskiej stoczni trwa spotkanie przywódców „Solidarności”. Za chwilę kilkoro działaczy, którzy urzędują w warszawskiej siedzibie, wpadnie w ręce funkcjonariuszy. Pięć minut przed północą słychać już z daleka silniki rozpędzonych ciężarówek, które mkną od strony placu Zbawiciela i Koszykowej pod siedzibę Zarządu Regionu Mazowsze NSZZ „Solidarność”. Funkcjonariusze Wydziału Zabezpieczenia Komendy Stołecznej oraz Zmilitaryzowanych Odwodów Milicji Obywatelskiej wpadają do środka i wywracają wszystko do góry nogami. Konfiskują sprzęt, pieniądze i 28 worków dokumentów. Gdy milicjanci i zomowcy wychodzą stąd nad ranem, związkowcy maszerujący Mokotowską wydostają jeszcze resztki oficjalnych papierów, składopis i kilka urządzeń poligraficznych. W ciągu dnia co rusz zbierają się tu ludzie i maszerują smutni, zapłakani i wściekli. W południe gromadzi się 500 osób, milicja rozgania ich przez dwie godziny. Wymachują pałkami, osłaniając się plastikowymi tarczami i przesuwają tłum w stronę placu Zbawiciela. Ludzie krzyczą „gestapo!”, śpiewają pieśni religijne, hymn narodowy, gwiżdżą, obrzucają szeregi milicjantów przekleństwami i śnieżnymi kulkami. Tłum ustępuje, ale po kilku godzinach na Mokotowskiej ponownie zbiera się grupa. Zomowcy znów przeganiają manifestację, ale ludzie wracają. Wieczorem kilka osób barykaduje się w budynku. Na krótko, bo po półtorej godzinie blokada zostaje przerwana. „Niepokój i chęć naocznego przekonania się o faktach wyprowadza bardziej ciekawych na ulice. Niektórzy wędrują na Mokotowską przed siedzibę regionu »Mazowsze«. Tworzą tam grupy od kilkudziesięciu do kilkuset osób. Do zgromadzonych wychodzili aktywiści »Solidarności«, rozdając ulotki”[2] – zachował się meldunek z bieżącej sytuacji społeczno-politycznej w Warszawie.
„Mieszkańcy Warszawy! Dzisiaj o północy wprowadzono stan wojenny. Jest to brutalne naruszenie porządku publicznego w kraju, próba sparaliżowania aktywności i złamania solidarności społeczeństwa. Wzywamy, nie dopuśćmy do rozbicia naszej solidarności, jest to w tej chwili wartość najwyższa” – informują mieszkańców ulotki powielane w ukryciu przez „Solidarność”.
„Jodła”
Funkcjonariusze wyposażeni w łomy i raki do wyważania drzwi ruszają w nocy z 12 na 13 grudnia do mieszkań działaczy „Solidarności”. Ich nazwiska i adresy zapełniają esbeckie listy od wielu miesięcy. W sobotę już o 15.00 Służba Bezpieczeństwa otwiera zapieczętowane koperty z rozkazami i przygotowuje się do akcji. Na zaskoczonych szybką nocną akcją działaczy „S” czekają już więzienne cele. Gotowe są nawet miejsca w izbach dziecka dla potomków internowanych. Milicyjne komendy szybko zapełniają się aresztowanymi zwożonymi z całego miasta. W Warszawie tę noc na więziennych siennikach spędzi około 400 osób podejrzanych o wrogą działalność. Nad ranem powstają pierwsze listy internowanych. Przygotowują je m.in. w siedzibie duszpasterstwa akademickiego i środowisk twórczych – kościele św. Anny, kościele św. Marcina oraz w siedzibie Związku Literatów Polskich. Aresztowani wyciągani są z domów często bez ciepłych ubrań, niekiedy nawet w samych piżamach i pantoflach jadą w mroźną noc na komisariaty. Natychmiast zostaje zorganizowana zbiórka paczek dla internowanych, które składowane są u sióstr franciszkanek na Piwnej. Wieści rozchodzą się szybko. Klasztorny korytarz zapełnia się ciepłymi ubraniami, mimo że nie było ani oficjalnych ogłoszeń, ani możliwości rozmów telefonicznych. Z czasem tworzy się cały „Komitet na Piwnej”, przez który w ciągu kilku lat przewinie się nawet 400 wolontariuszy.
Strajki
Władza wie, że musi działać szybko i stanowczo, by nie dać „Solidarności” możliwości obrony. Szczególnie obawia się masowych strajków, dlatego od dawna gotowe są już szczegółowe plany stoczni, kopalń i fabryk. W Warszawie pod szczególną obserwacją są: Zakłady Mechaniczne „Ursus”, Huta Warszawa, Fabryka Samochodów Osobowych, Fabryka Wyrobów Precyzyjnych im. Karola Świerczewskiego, Zakłady Radiowe im. Marcina Kasprzaka i Miejskie Zakłady Komunikacyjne. Tam kryją się „najbardziej skrajne ogniwa "Solidarności", dlatego w czasie nalotu na mazowiecką siedzibę tej organizacji 22 funkcjonariuszy pilnuje, żeby osoby z kierownictwa nie przedarły się na teren przedsiębiorstwa Ursus, Huty Warszawy i FSO. W wielu zakładach i na uczelniach strajki faktycznie rozpoczynają się niebawem, ale spacyfikowane, szybko ucichają. ZOMO musi podjąć interwencje w 30 zakładach pracy, w ośmiu instytucjach naukowych i kulturalnych, m.in. w Bibliotece Narodowej, Polskiej Akademii Nauk, Instytucie Badań Jądrowych, a także na Politechnice Warszawskiej i w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Z czasem protesty stają się jedynie symboliczne: znaczek „Solidarności” albo opornik wpięty w klapę, czarne wstążki, opaski, cisza na przerwach w warszawskich liceach, niska frekwencja na studniówkach. Mieszkańcy niektórych dzielnic, m.in. Ochoty, Marymontu i Służewa, nie przez przypadek spacerują ulicami w czasie nadawania „Dziennika Telewizyjnego”. W wielu mieszkaniach 13. dnia każdego miesiąca o 21.00 na kwadrans gasną światła. Gdzieniegdzie pojawiają się w oknach również zapalone świeczki.
Mimo spokojnych protestów ulice Warszawy jeszcze nie raz w czasie stanu wojennego zamienią się w pole walk i demonstracji, jak choćby pamiętnego 1 maja 1982 roku. O 10.00 rozpoczyna się msza w katedrze przy Świętojańskiej. Nagle za kwadrans jedenasta z tłumu zebranych ludzi zaczynają wyłaniać się flagi i transparenty. Słychać gromkie oklaski. Na ulicy unosi się długa biała wstęga z napisem „Wolność dla internowanych”. Gdy kapłan mówi: „Przekażcie sobie znak pokoju”, po okolicy rozbrzmiewa „huragan braw”. Po mszy pierwszomajowy pochód rusza w stronę placu Zamkowego. Słychać „So-li-dar-ność” i „Junta precz!”. Powiewają biało-czerwone flagi z „Solidarnością”, wznoszą się dłonie złożone w symbol wiktorii. Tłum ludzi wylewa się na Miodową, Freta, Długą. Na ocalałym zdjęciu widać morze ludzi z transparentami. Jeden z nich jest dość czytelny: „Uwolnić Lecha!”.
Kolejna manifestacja odbywa się za dwa dni. Tym razem nie kończy się tylko na odśpiewaniu hymnu. Na demonstrację „Solidarności”, która rozpoczyna się na placu Zamkowym, przychodzi aż 20 tysięcy osób. Dość szybko wybuchają pociski z gazem łzawiącym. Ludzie rzucają się do ucieczki. Przy kościele św. Marcina młody chłopak wyrywa starszą panią z rąk ubeków. Zomowcy idą ulicami, uderzają pałkami w tarcze dla kurażu. Naprzeciw nich wybiegają manifestanci uzbrojeni w kije, drążki, kawałki bruku i butelki. Za barykady służą im miejskie ławki, kawiarniane stoliki, kosze na śmieci. Słychać huk wystrzeliwanych petard i granatów dymnych, zagłuszające okrzyki zwolenników „Solidarności”. Zomowcom na pomoc przyjeżdża gazik z wyrzutnią rakiet na dachu. Ludzie łapią się za piekące oczy. Na zdjęciach Piotra Łubiana widać walkę, rozpalone świece dymne przy wylocie ulicy Krzywe Koło na Rynek Starego Miasta. Z samego Rynku przegania ich armatka wodna. Wjazdu jej broni prowizoryczna barykada usypana na szybko z miejskiego wyposażenia placu, na której zatknięto biało-czerwoną flagę. W stronę manifestantów lecą świece dymne.
Po kilku godzinach zamieszki przenoszą się w stronę Podzamcza, mostu Śląsko-Dąbrowskiego, nad którym krąży helikopter, oraz Sejmu. Ludzie podbiegają do granatów z gazem łzawiącym i odrzucają je w stronę ZOMO albo topią w odkrytych kanałach. Słychać wycie karetek, wokół miejsc zapalnych migają światła milicyjnych aut. Tego dnia z warszawskich ulic do aresztu trafia niemal 300 osób.
Poranek
13 grudnia Warszawa budzi się pod 28-centymetrową warstwą śniegu. Ale to nie biały śnieg tak zmienia entourage miasta. W krajobrazie pojawiają się kołowe transportery opancerzone, rozgrzane koksowniki, przy których żołnierze zaciekle zacierają ręce. Wzrok mieszkańców przyciągają też milicjanci z pałkami prawie do samej ziemi. Tym, którzy o 6 rano włączyli radio, po mieszkaniu roznosi się głos spikera: „Tu Polskie Radio Warszawa. Mamy dziś niedzielę, 13 grudnia 1981 roku. Rozpoczyna się szczególny dzień w historii naszego państwa i naszego narodu. Za chwilę przed mikrofonami Polskiego Radia przemówi generał armii Wojciech Jaruzelski”. Po hymnie narodowym szef rządu polskiego zaczyna przemówienie: „Obywatelki i obywatele Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej!”. Słowa o ojczyźnie nad przepaścią, gasnącej gospodarce, wypadkach terroru, przemocy, godzinie ciężkiej próby powtarzane są cały dzień, z przerwami na muzykę poważną, która dodaje słowom Jaruzelskiego jeszcze większej grozy.
„Pierwszą moją reakcją na ogłoszenie stanu wojennego była dzika wściekłość. Stałam w kuchni, przy radiu i klęłam: bandyci, skurwysyny. Tej eksplozji nienawiści, rzadkiej u mnie, bo jestem raczej łagodnym, choć nieraz porywczym człowiekiem, towarzyszyło pewne ogłupienie. Sytuacja tak nowa, że aż nierzeczywista”[3] – wspomina pani Krystyna, która przez pierwsze dni czuła przejmujące zimno i dreszcze, jakby była w chorobie.
W niedzielę o 6 rano jeszcze niewielu wie. Kto wysłuchał słów o ojczyźnie nad przepaścią, budzi sąsiadów albo czeka z niepokojem na kolejne wieści. Starsi krzyczą na klatkach od razu, że „wojna!”, młodszych dopada poczucie pustki i apatia. Niektórzy zaczynają racjonalizować, że gdyby do czegoś doszło, to przecież słyszeliby „samoloty lądujące na Okęciu, czołgi przewalające się głównymi ulicami. Wyłyby syreny”[4].
Pani Maria[5] wstaje dopiero o 10.00 i gdyby nie różowa kartka na kiosku Ruchu zauważona w drodze do kościoła pewnie nie dowiedziałaby się tak szybko o wprowadzeniu stanu wojennego. Czyta ją i czuje, jak kończy się bezpowrotnie pewna epoka. Gdy dociera do kościoła przy ulicy Nobla, gromkie głosy śpiewające „Od powietrza, głodu, ognia i wojny wybaw nas, Panie! Od nagłej i niespodzianej śmierci zachowaj nas, Panie!” mają już inny wydźwięk. Wierni jednoczą się, słychać płacz. W niektórych warszawskich kościołach nie mówi się nic na temat nowej sytuacji. Czasem słychać tylko słowa dzieci, które w czasie intencji proszą akurat dziś o modlitwę za ojczyznę. Choć pewnie to rodzic podszepnął. Niekiedy msze kończą się śpiewaniem roty. Nie wszyscy śpiewają. Niektórym wzruszenie zbyt mocno ściska gardła.
W kościele św. Antoniego Padewskiego przy ulicy Senatorskiej na godz. 18.00 zaplanowano koncert. Muzycy musieli przed wejściem otwierać futerały do kontroli, ale występ mimo stanu wojennego rozpoczyna się zgodnie z planem. Dźwięki Mesjasza Händla wywołują płacz i wzruszenie wśród słuchaczy, zwłaszcza że znaczną część zespołu stanowią cudzoziemcy, co daje warszawiakom nadzieję. Nie wszędzie ją dostaną. U jezuitów na Starym Mieście wieczorem brakuje już miejsc dla wiernych. To tutaj prymas wygłasza z ambony: „Nie podejmujcie walk Polak przeciw Polakowi. Nie oddajcie waszych głów, bracia robotnicy i pracownicy wielkich zakładów, bo cena uciętej głowy będzie bardzo niska. Natomiast każda głowa i każda para rąk bezcenne będą dla odbudowywania tej Polski, jaka będzie i jaka być musi po zakończeniu stanu wojennego”[6]. Część osób niezadowolona z powściągliwych słów kapłana ostentacyjnie opuszcza świątynię.
Słoneczna niedziela
„Z przekazanych opinii wynika, że pierwszą reakcją mieszkańców stolicy było zaskoczenie i uczucie zagrożenia, szczególnie wśród kobiet. Kobiety martwią się o zaopatrzenie. Czy będą funkcjonować sklepy? Co dam dzieciom jeść, czy będzie woda, ogrzewanie, gaz, elektryczność?” – sonduje tego dnia nastroje warszawiaków Sektor Informacji Komitetu Warszawskiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. O ponad połowę wzrasta tego dnia sprzedaż chleba. Gdzie się da, wykupywane są żywność oraz leki.
„Napięcie wywołane obawami o zagrożenie egzystencji rozładowuje normalny niedzielny rytm życia miasta. Kursuje komunikacja, bawią się dzieci. Mieszkańcy wychodzą na spacer, spotykają znajomych. M.in. trwa giełda sprzętu zimowego przy Stadionie Warszawianki”[7] – raportuje sektor informacji.
Już pierwszej nocy na murach warszawskich budynków pojawiają się napisy sprzeciwu. Na Woli przez kilka godzin można przeczytać: „Generale! Być może historia ci wybaczy, ale ja cię p…”. Haseł i plakatów na murach przybywa nocami. Rano dozorcy oglądają budynki, zdzierają i zamalowują. Czasem muszą wspiąć się aż na komin, żeby usunąć „wrogie” sentencje.
Dzień jest mroźny i słoneczny. W mieście można spotkać dzieci zjeżdżające beztrosko na nartach i sankach z wiślanej skarpy. Najmłodszym, które nie zobaczyły w ten dzień teleranka, stratę rekompensują może przyspieszone ferie, które potrwają aż do 3 stycznia. Niebawem do podwórkowych zabaw dołączy też ta w internowanie.
Obok sielankowych obrazów rozbawionych dzieci i słonecznej pogody są też widoki żołnierzy prezentujących się na ulicach z karabinami uzbrojonymi w bagnety. Rozstawieni są po mieście. Stoją m.in. na Świętokrzyskiej, Wareckiej. Blokują dojście do Telewizji, na Foksal, Smolną. Rakowiecka ponoć cała zamknięta. Decyzje o tym, gdzie ustawi się wojsko, zapadają w biurze przy ulicy Klonowej, gdzie urzęduje szef Sztabu Generalnego generał Florian Siwicki. Milicja, ZOMO i siły Ministerstwa Spraw Wewnętrznych sterowane są z Rakowieckiej przez generała Czesława Kiszczaka.
Wojsko ma straszyć i pilnować. Opancerzone wozy ustawiają się na głównych skrzyżowaniach. Czołgi chrzęszczą gąsienicami po warszawskich ulicach. Trzy dni później przez miasto przejedzie demonstracyjnie wojskowa kolumna złożona z bojowych wozów piechoty i aut milicyjnych. Ludzie przy Stalingradzkiej, Wybrzeżu Gdyńskim, Mickiewicza, Marszałkowskiej, Puławskiej, alei Niepodległości wpatrują się w demonstrację wojskowej siły. Wojsko zużywa rezerwę paliwa, by mieszkańców napawać strachem. Aresztowaniami i pacyfikacją strajków w fabrykach zajmuje się MSW. Wojsko blokuje tylko dostęp do zakładów, marznie i czeka na ewentualny sygnał do odsieczy. Żołnierze w niektórych wzbudzają politowanie, zwłaszcza młodzi, przemarznięci chłopcy, którym mieszkańcy donoszą ubrań i ciepłej herbaty.
Kongres Kultury
Uroczysty Kongres Kultury Polskiej, który zaczął się dzień wcześniej w Pałacu Kultury i Nauki przyciągnął wielu intelektualistów, naukowców, artystów, pisarzy. Niektórzy przybyli specjalnie z zagranicy. Świeżo upieczony laureat nagrody Nobla – Czesław Miłosz wysyła uczestnikom list. Słowa wsparcia przekazuje telegramem również papież Jan Paweł II. Niektórzy w sobotnią noc siedzą jeszcze nad swoimi wystąpieniami na kolejny dzień. Wicepremier Mieczysław Rakowski, który również bierze udział w zjeździe, już wie, że w niedzielę nie zostanie wygłoszony ani jeden referat. Po czasie uczestnicy zjazdu przypomną sobie, że palił wtedy więcej i wydawał się nieobecny. Kilkudziesięciu uczestników kongresu noc spędza w celi. Reszta zastaje rano na drzwiach Teatru Dramatycznego w Pałacu Kultury i Nauki ręcznie wypisaną kartkę: „Komitet Organizacyjny informuje, że decyzją Prezydenta m.st. Warszawy z dn. 13.12.1981 r. Kongres Kultury został rozwiązany w związku z wprowadzeniem stanu wojennego”. Później słowo „rozwiązany” zostanie zmienione już innym charakterem pisma na „zawieszony”.
Poniedziałek
Następnego dnia w drodze do pracy ludzie milczą. W tramwajach, autobusach zamiera gwar, jaki zwykle towarzyszył porannym przepychankom w transporcie publicznym. W kioskach Ruchu nie ma „Życia Warszawy”, „Stolicy”, „Kulis” ani „Expressu Wieczornego”. Do wyboru jest tylko „Trybuna Ludu” albo „Żołnierz Wolności”. Część gazet wróci do kiosków dopiero po weryfikacji dziennikarzy.
Militaryzują się administracja państwowa, koleje, PKS, poczta, radio i telewizja, kopalnie, elektrownie, zakłady pracujące dla wojska i inne jednostki. W Warszawie 32 zakłady trafiają pod kuratelę wojska. Wymiany wymaga też sam prezydent miasta. Cywila Jerzego Majewskiego zastępuje na wniosek Jaruzelskiego generał Mieczysław Dębicki, który zacznie realizować swoją „wojskową wizję prezydentury” w stolicy.
Tekst: Agata Listoś-Kostrzewa
[1] Gabriel Mérétik, Noc generała, Warszawa 2014.
[2] Archiwum Akt Nowych, Polska Zjednoczona Partia Robotnicza, Komitet Centralny w Warszawie, sygn. 2/1354/0/2.2.1.16.12/XII-5030.
[3] Ośrodek „Karta” Archiwum Opozycji, sygn. AO II_43_DSW.
[4] 13 grudnia. Świadectwa stanu wojennego, red. zespół kwartalnika „Karta”, Warszawa 2021, s. 20
[5] Ośrodek „Karta” Archiwum Opozycji, sygn. AO II_7_DSW.
[6] Gabriel Mérétik, Noc generała, Warszawa 2014.
[7] Archiwum Akt Nowych, Polska Zjednoczona Partia Robotnicza, Komitet Centralny w Warszawie, sygn. 2/1354/0/2.2.1.16.12/XII-5030.
Bibliografia
13 grudnia. Świadectwa stanu wojennego, red. zespół kwartalnika „Karta”, Warszawa 2021.
Grudzień 1981: relacje, Warszawa 1982.
Gabriel Mérétik, Noc generała, Warszawa 2014.
Anna Mieszczanek, Dzień bez Teleranka: jak się żyło w stanie wojennym, Warszawa 2021.
Od trzynastego do trzynastego: analizy, dokumenty, relacje, red. Piotr Spiski, Londyn 1983.
Andrzej Paczkowski, Wojna polsko-jaruzelska: stan wojenny w Polsce 13 XII 1981 – 22 VII 1983, Warszawa 2007.
Natalia Pych, Dominika Szczęsna, Martyna Wrona, Ballada o stanie wojennym, Warszawa 2012.
Władysław Rodowicz, Komitet na Piwnej: fakty, dokumenty, wspomnienia, Warszawa 1994.
Stan wojenny w Polsce 1981–1983, red. Antoni Dudek, Rzeszów 2003.
Stan wojenny w Polsce: dokumenty i materiały archiwalne 1981–1983, red. Tadeusz Walichnowski, Warszawa 2001.
Stan wojenny w Polsce. Kalendaria wydarzeń 13 XII 1981 – 31 XII 1982, red. Wanda Chudzik, Warszawa 1999.
Stan wojenny w Warszawie i województwie stołecznym 1981–1983, red. Tadeusz Ruzikowski, Warszawa 2009.
Stan wojenny: ostatni atak systemu, red. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Stan wojenny. Wspomnienia i oceny, red. Jan Kulas, Pelplin 1999.
Świadectwa stanu wojennego, red. Antoni Dudek, Krzysztof Madej, Warszawa 2006.
W stanie, red. zespół czas. „Karta”, Warszawa 1984.
Piotr Wąsowicz, Wprowadzenie stanu wojennego 13 grudnia 1981 roku w historiografii i publicystyce polskiej, Toruń 2011.
Materiały archiwalne
Archiwum Akt Nowych, Polska Zjednoczona Partia Robotnicza, Komitet Centralny w Warszawie, sygn. 2/1354/0/2.2.1.16.12/XII-5030.
Archiwum Zespołu Ośrodka „Karta”, Dzienniki pisane po polsku w XX wieku. Historia minionego stulecia w świetle unikatowych dokumentów; Archiwum Opozycji: kolekcje osobiste, tematyczne i środowiskowe.